wtorek, 18 czerwca 2013

Połączenia jednokolorowe to przeżytek

Przez bardzo wiele lat, wręcz dekad, niemalże od momentu odejścia od bielizny jednoczęściowej, zdecydowano się na promowanie w zasadzie tego samego schematu, który obowiązywał na początku. Bielizna damska traktowana była jako jeden element garderoby, chociaż oczywiście składała się z co najmn8iej dwóch elementów.  Z męskiego punktu widzenia oczywiście bardzo ciekawe było to, że owe elementy oddalały się wizualnie od siebie i po prostu się zmniejszały. Doprowadziło to stopniowo do sytuacji, kiedy bielizna damska przestała być traktowana jako pojedynczy element garderoby. Efektem takiego stanu rzeczy stała się większa dowolność w kreowaniu ubioru znajdującego się pod ubraniem. Czy na pewno poszło to w dobrym kierunku?

Typowa bielizna damska dzisiaj cały czas składa się z dwóch podobnych elementów – stanika i majtek o bardzo różnym kroju. Najczęściej są one do siebie dopasowane i kupowane jako komplet. Dzięki temu, przynajmniej zdaniem mężczyzn, kobieta prezentuje się znacznie ładniej. Duża ilość odsłoniętego ciała i większa różnorodność w ubiorze zewnętrznym spowodowały jednak, że bielizna damska zaczynała się zmieniać w dwóch różnych kierunkach równocześnie. Jeden z nich dotyczył góry, drugi dotyczył dołu.

Praktycznym efektem takiej sytuacji stało się kompletne rozjechanie się wyglądu góry i dołu, co jest zarazem korzystne i niekorzystne. Korzyść na pewno powstaje w kwestii doboru ubrania wierzchniego, ponieważ można traktować bieliznę dosłownie jako podkładkę pod ubranie, ale za to po zrzuceniu ubrania sylwetka prezentuje się znacznie gorzej. Podkreślony tutaj kłopot oczywiście żadnym kłopotem nie jest do momentu zrzucenia ubrania, ale powracając znowu do perspektywy mężczyzny, bielizna damska w wydaniu heterogenicznym jest wyjątkowo niepożądana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz